Saturday 19 September 2015

9 jest radość

wczoraj pierwszy raz od 1,5 miesiąca próbowałam założyć jedną spódnicę rozmiaru 34, którą bardzo lubię, a która była na mnie za mała, bo hodowałam tłuszcz. ta spódnica jest na mnie dobra.

stało się. wróciłam do moich dawnych ciuchów :)

potrzebowałam 6 tygodni absolutnej diety i ćwiczeń, żeby wrócić do normalnego wyglądu. co nie oznacza, że tu się zatrzymam. idzie mi wyjątkowo dobrze, więc będę kontynuować.


TYDZIEŃ 6:

sobota:
lunch: kasza, warzywa
kolacja: 2 kiełbasy na ciepło
pokolacja: sałatka (mięso, warzywa, hummus)
= dobry dzień (pokolacja to posiłek jedzony po alkoholu, jest to moja pierwsza od 5 tygodni i nie był to fast food)

niedziela:
lunch: kiełbasa, sałatka (warzywa)
kolacja: indyjskie na wynos (ryż, mięso, warzywa)
= dobry dzień

poniedziałek:
lunch: mięso, warzywa
kolacja: sałatka (ryba, warzywa)
= dobry dzień

wtorek:
lunch: mięso, warzywa
kolacja: sałatka (ryba, warzywa)
dodatkowo: banan
= dobry dzień

środa:
lunch: ryba, warzywa
kolacja: dużo zakazanych rzeczy
= zjebałam, byliśmy ze znajomymi w orientalnej restauracji i tak się rozpędziłam z próbowaniem dziwnych dań, że nie patrzyłam za bardzo na to, co jem, ani ile jem

czwartek:
lunch: ryba, warzywa
kolacja: 2 kiełbasy
dodatkowo: salami
= dobry dzień

piątek:
lunch: mięso, warzywa
kolacja: sałatka (mięso, warzywa, hummus)
= dobry dzień


hula hop update:


zwiększyłam czas do 30min, jest dobrze.

od przyszłego tygodnia notki będą bardziej osobiste, nie będę aż tak skupiać się na diecie, bardziej na tym, co dobrego i złego mi z niej wynika. wróciłam do roweru, jeżdżę do pracy. wszystko idzie w dobrym kierunku :)

Tuesday 15 September 2015

8 międzynotka o pierdolcu

pierdolcem nazywam te chwile, kiedy wszystko, o czym potrafisz myśleć, to jedzenie. możesz w danym momencie być w pracy i ratować świat, udoskonalając wspaniały, innowacyjny lek na raka, ale jeżeli dopadnie cię pierdolec, nie skończysz nawet pierwszego testu. to jest to, czego nienawidzimy najbardziej. potwór z mózgu.

warto nadmienić, iż prawdopodobieństwo dostania pierdolca jest wprost proporcjonalne do daty następnego okresu, tudzież początku pms. najgorsze są przecież dni, kiedy puchniesz jak stado owiec, a na swój widok w lustrze masz ochotę się rozryczeć, żeby potem lekkim duchem wpierdolić wszystkie lodówki w tesco. i jak tu żyć, zapytacie?

otóż spokojnie, bez napadów.

łatwo powiedzieć?

okres przychodzi za jakiś tydzień (przede mną tydzień soczystego pierdolca, dzień w dzień), w domu mam*:
- ciastka czekoladowe
- czekoladę
- chleb i różne do niego dodatki
- makaron i gotowe sosy ze słoika
- lody w zamrażalniku

*mieszkam z chłopakiem, nie ja jedna decyduję o tym, co ląduje u mnie w kuchni

co z tym robię?

nalewam sobie trzecią już lampkę wina i co parę minut powtarzam sobie, że za nic, ale to za kurwa nic na świecie, niczego już dzisiaj nie zjem.

czy to działa?

podziała na pewno. wiem, że niczego już dzisiaj nie zjem. problem w tym, że to pierwszy prawdziwy pierdolcowy dzień, od jutra będzie już tylko gorzej. i tak przez kolejny tydzień lub więcej.

ja nie zawalam. ale nie jestem też robotem.

Saturday 12 September 2015

7 muszę znaleźć nowy deadline

dieta idzie mi dobrze.

jedyna różnica jest taka, że teraz nie mam celu określonego w czasie. do ostatniego tygodnia był to wyjazd, więc harowałam 4 poprzedzające go tygodnie, a teraz... nie wiem. nie działa na mnie mówienie samej sobie: ok, zróbmy to do końca września, bo nic ważnego pod koniec września się nie dzieje.

w tym tygodniu 2 dni pracowałam z domu, a jeden miałam wolny, co narażało mnie na wiele pokus, bo przecież tak łatwo podnieść dupę i iść do lodówki, ale nie dałam się. nie ma zawalania. jest ciężka praca.

a wcale nie jest łatwo. mój chłopak kupił przedwczoraj ciastka czekoladowe, które cały czas mam na widoku. on jest wielkim fanem chleba i kanapek, które kiedyś bardzo lubiłam, tyle że nie dotknęłam chleba od 5 tygodni. na stołówce w pracy niemal codziennie jestem narażona na dobrej jakości dawne ulubione jedzenie, którego sama sobie zakazałam na początku diety, a które mogłoby wylądować na moim talerzu w 3 sekundy.

ciężka praca nad samą sobą i swoimi przyzwyczajeniami. tylko to doprowadzi nas do celu.

w bilansach zauważycie, że coraz rzadziej pojawia się "dodatkowo". przestaję podjadać. chyba się odzwyczajam.


TYDZIEŃ 5:

poniedziałek:
lunch: mięso, warzywa
kolacja: zupa jarzynowa
= dobry dzień

wtorek:
lunch: mięso, warzywa
kolacja: zupa jarzynowa
= dobry dzień

środa:
lunch: sałatka (mięso, warzywa, hummus)
kolacja: curry (ryż, mięso, warzywa)
= dobry dzień

czwartek:
lunch: zupa jarzynowa
kolacja: 2 kiełbasy na ciepło
dodatkowo: salami
= dobry dzień

piątek:
lunch: 2 kiełbasy
kolacja: ryba, sałatka (warzywa, mozarella)
= dobry dzień


hula hop update (w środę nie kręciłam, zrobiłam sobie mega duży tatuaż na prawej ręce i za bardzo bolało, żeby jakkolwiek się ruszać):


2 tygodnie temu miałam mały wypadek na rowerze i od tamtej pory jeździłam tylko raz (nigdy w życiu nie miałam większego siniaka). teraz z tatuażem też chwilę poczekam, zanim na niego wsiądę. brakuje mi ruchu.

co nie zmienia faktu, że ciuchy powoli robią się za duże i nareszcie po długiej przerwie widać mi kości biodrowe.

Sunday 6 September 2015

6 właśnie wróciłam z weekendu w turcji

4 tygodnie diety, ćwiczeń, wyrzeczeń i pierdolca, żeby zmieścić się w małą czarną rozmiaru xs na uroczystej gali były tym, czego potrzebowałam. zmieściłam się. i wyglądałam zajebiście.


TYDZIEŃ 4:

sobota:
lunch: zupa jarzynowa
kolacja: warzywa, sałatka (warzywa, orzechy)
dodatkowo: owoce, szynka
= dobry dzień, ale zjadłam o jedną miskę zupy za dużo

niedziela:
lunch: trochę sałatki (warzywa, szynka, orzechy), indyjskie na wynos (ryż, warzywa)
kolacja: warzywa, szynka
= dobry dzień, pokonałam wiele pokus

poniedziałek:
lunch: mięso, warzywa, kasza, ser biały
kolacja: zupa jarzynowa
dodatkowo: szynka
= dobry dzień

wtorek:
lunch: spaghetti carbonara, warzywa
kolacja: zupa jarzynowa
dodatkowo: szynka
= do dupy, na stołówce do wyboru były trzy rodzaje makaronu, pierwszy raz nie mogłam wziąć niczego innego ciepłego do jedzenia niż to, czego nie chciałam

środa:
lunch: ryba, warzywa
kolacja: sałatka (warzywa, szynka)
dodatkowo: szynka
= dobry dzień

czwartek, piątek, sobota, niedziela:
= wyjazd. jadłam więcej niż zazwyczaj, ale żadnego fast fooda ani innych śmieci, żadnych słodyczy ani słonych przekąsek, a desery w restauracjach oddawałam fajnym kolegom ;)


udało mi się :)

co wcale nie oznacza, że wracam do starych nawyków. chudnięcie idzie mi dobrze tym razem, powiedziałabym wyjątkowo dobrze, dlatego mam zamiar kontynuować. miesiąc temu nie mieściłam się w tę sukienkę, wczoraj leżała na mnie bardzo dobrze.

są dni, kiedy dostaję pierdolca, ale nie łamię się.

hula hop update (miałam kręcić w czwartek, nie dałam rady):


nowy deadline to 2 października, za cztery tygodnie.