1cm mniej w talii i 1cm mniej w boczuchach. to chyba magia hula hop, bo jem więcej.
na chwilę zrezygnowałam z roweru, jest za zimno i zbyt duży wiatr.
wczoraj kolejna kompromitacja odnośnie pół-romansu z x w pracy, więc dzisiaj jeszcze prawie nic nie zjadłam. zły humor na imprezie tłumaczyłam problemami w dziale i chociaż pod koniec alkohol buzował mi w mózgu i sprowadzał uśmiech na twarz, czułam się jak nic nie warta idiotka, która nie wie, jak trzymać hormony na uwięzi.
od poniedziałku zaczynam na nowo.
wciąż mi mało
czyli wielki powrót do rozmiaru 34.
Saturday, 10 October 2015
Monday, 5 October 2015
10 żyję i mam się dobrze
ani centymetra więcej, ale też ani jednego mniej. po wyjściu z diety 2 tygodnie temu utrzymuję rozmiar, nawet jeżeli jem zakazane rzeczy. zakazane nie znaczy więcej, bo dalej jem mało. to chyba dlatego.
dzisiaj do pracy założyłam super spódnicę-bombkę rozmiaru 34, której nie nosiłam przez parę miesięcy, bo byłam na to za tłusta.
(mój) nowa spódnica?
(ja) nie, kupiłam jakieś dwa lata temu
(mój) ładna, nie pamiętam jej
(ja) bo dawno jej nie nosiłam
(mój) dobrze wyglądasz
ta krótka rozmowa dziś rano uświadomiła mi, jak wiele się zmieniło dzięki temu, że schudłam. wyglądam inaczej. czuję się lepiej. nie potrzebuję wydawać pieniędzy, żeby odświeżyć szafę.
teraz hulam już 40min dziennie, dalej 2kg hula hop. uczę się przy tym niemieckiego na iphonie. za 3-4 tygodnie chcę dojść do godziny dziennie i tak do końca roku.
w pracy sytuacja powoli się stabilizuje, coraz rzadziej mam okazję karać się niejedzeniem za własną głupotę i pomyłki. moim hormonom coś odpierdoliło parę tygodni temu i trochę się zadurzyłam w koledze z biura. po paru dobrze zakrapianych piątkach i trochę głupstw nareszcie mi przeszło. nie do końca, ale na tyle, że ubierając się rano, nie myślę o nim, tylko o moim ukochanym jedynym cudownym chłopaku, z którym jestem już prawie dwa lata, z którym razem mieszkam i... razem pracuję. od ponad tygodnia nie ukarałam się głodem za to, że zrobiłam coś głupiego w tej kwestii. jest lepiej.
czasami mam wrażenie, że ciągnęłam ten dziwny pół-romans tylko po to, żeby mieć pretekst do tego, żeby nie jeść.
anoreksja to dziwna choroba.
dzisiaj do pracy założyłam super spódnicę-bombkę rozmiaru 34, której nie nosiłam przez parę miesięcy, bo byłam na to za tłusta.
(mój) nowa spódnica?
(ja) nie, kupiłam jakieś dwa lata temu
(mój) ładna, nie pamiętam jej
(ja) bo dawno jej nie nosiłam
(mój) dobrze wyglądasz
ta krótka rozmowa dziś rano uświadomiła mi, jak wiele się zmieniło dzięki temu, że schudłam. wyglądam inaczej. czuję się lepiej. nie potrzebuję wydawać pieniędzy, żeby odświeżyć szafę.
teraz hulam już 40min dziennie, dalej 2kg hula hop. uczę się przy tym niemieckiego na iphonie. za 3-4 tygodnie chcę dojść do godziny dziennie i tak do końca roku.
w pracy sytuacja powoli się stabilizuje, coraz rzadziej mam okazję karać się niejedzeniem za własną głupotę i pomyłki. moim hormonom coś odpierdoliło parę tygodni temu i trochę się zadurzyłam w koledze z biura. po paru dobrze zakrapianych piątkach i trochę głupstw nareszcie mi przeszło. nie do końca, ale na tyle, że ubierając się rano, nie myślę o nim, tylko o moim ukochanym jedynym cudownym chłopaku, z którym jestem już prawie dwa lata, z którym razem mieszkam i... razem pracuję. od ponad tygodnia nie ukarałam się głodem za to, że zrobiłam coś głupiego w tej kwestii. jest lepiej.
czasami mam wrażenie, że ciągnęłam ten dziwny pół-romans tylko po to, żeby mieć pretekst do tego, żeby nie jeść.
anoreksja to dziwna choroba.
Saturday, 19 September 2015
9 jest radość
wczoraj pierwszy raz od 1,5 miesiąca próbowałam założyć jedną spódnicę rozmiaru 34, którą bardzo lubię, a która była na mnie za mała, bo hodowałam tłuszcz. ta spódnica jest na mnie dobra.
stało się. wróciłam do moich dawnych ciuchów :)
potrzebowałam 6 tygodni absolutnej diety i ćwiczeń, żeby wrócić do normalnego wyglądu. co nie oznacza, że tu się zatrzymam. idzie mi wyjątkowo dobrze, więc będę kontynuować.
TYDZIEŃ 6:
sobota:
lunch: kasza, warzywa
kolacja: 2 kiełbasy na ciepło
pokolacja: sałatka (mięso, warzywa, hummus)
= dobry dzień (pokolacja to posiłek jedzony po alkoholu, jest to moja pierwsza od 5 tygodni i nie był to fast food)
niedziela:
lunch: kiełbasa, sałatka (warzywa)
kolacja: indyjskie na wynos (ryż, mięso, warzywa)
= dobry dzień
stało się. wróciłam do moich dawnych ciuchów :)
potrzebowałam 6 tygodni absolutnej diety i ćwiczeń, żeby wrócić do normalnego wyglądu. co nie oznacza, że tu się zatrzymam. idzie mi wyjątkowo dobrze, więc będę kontynuować.
TYDZIEŃ 6:
sobota:
lunch: kasza, warzywa
kolacja: 2 kiełbasy na ciepło
pokolacja: sałatka (mięso, warzywa, hummus)
= dobry dzień (pokolacja to posiłek jedzony po alkoholu, jest to moja pierwsza od 5 tygodni i nie był to fast food)
niedziela:
lunch: kiełbasa, sałatka (warzywa)
kolacja: indyjskie na wynos (ryż, mięso, warzywa)
= dobry dzień
poniedziałek:
lunch: mięso, warzywa
kolacja: sałatka (ryba, warzywa)
= dobry dzień
wtorek:
lunch: mięso, warzywa
kolacja: sałatka (ryba, warzywa)
dodatkowo: banan
= dobry dzień
środa:
lunch: ryba, warzywa
kolacja: dużo zakazanych rzeczy
= zjebałam, byliśmy ze znajomymi w orientalnej restauracji i tak się rozpędziłam z próbowaniem dziwnych dań, że nie patrzyłam za bardzo na to, co jem, ani ile jem
czwartek:
lunch: ryba, warzywa
kolacja: 2 kiełbasy
dodatkowo: salami
= dobry dzień
piątek:
lunch: mięso, warzywa
kolacja: sałatka (mięso, warzywa, hummus)
Tuesday, 15 September 2015
8 międzynotka o pierdolcu
pierdolcem nazywam te chwile, kiedy wszystko, o czym potrafisz myśleć, to jedzenie. możesz w danym momencie być w pracy i ratować świat, udoskonalając wspaniały, innowacyjny lek na raka, ale jeżeli dopadnie cię pierdolec, nie skończysz nawet pierwszego testu. to jest to, czego nienawidzimy najbardziej. potwór z mózgu.
warto nadmienić, iż prawdopodobieństwo dostania pierdolca jest wprost proporcjonalne do daty następnego okresu, tudzież początku pms. najgorsze są przecież dni, kiedy puchniesz jak stado owiec, a na swój widok w lustrze masz ochotę się rozryczeć, żeby potem lekkim duchem wpierdolić wszystkie lodówki w tesco. i jak tu żyć, zapytacie?
otóż spokojnie, bez napadów.
łatwo powiedzieć?
okres przychodzi za jakiś tydzień (przede mną tydzień soczystego pierdolca, dzień w dzień), w domu mam*:
- ciastka czekoladowe
- czekoladę
- chleb i różne do niego dodatki
- makaron i gotowe sosy ze słoika
- lody w zamrażalniku
*mieszkam z chłopakiem, nie ja jedna decyduję o tym, co ląduje u mnie w kuchni
co z tym robię?
nalewam sobie trzecią już lampkę wina i co parę minut powtarzam sobie, że za nic, ale to za kurwa nic na świecie, niczego już dzisiaj nie zjem.
czy to działa?
podziała na pewno. wiem, że niczego już dzisiaj nie zjem. problem w tym, że to pierwszy prawdziwy pierdolcowy dzień, od jutra będzie już tylko gorzej. i tak przez kolejny tydzień lub więcej.
ja nie zawalam. ale nie jestem też robotem.
warto nadmienić, iż prawdopodobieństwo dostania pierdolca jest wprost proporcjonalne do daty następnego okresu, tudzież początku pms. najgorsze są przecież dni, kiedy puchniesz jak stado owiec, a na swój widok w lustrze masz ochotę się rozryczeć, żeby potem lekkim duchem wpierdolić wszystkie lodówki w tesco. i jak tu żyć, zapytacie?
otóż spokojnie, bez napadów.
łatwo powiedzieć?
okres przychodzi za jakiś tydzień (przede mną tydzień soczystego pierdolca, dzień w dzień), w domu mam*:
- ciastka czekoladowe
- czekoladę
- chleb i różne do niego dodatki
- makaron i gotowe sosy ze słoika
- lody w zamrażalniku
*mieszkam z chłopakiem, nie ja jedna decyduję o tym, co ląduje u mnie w kuchni
co z tym robię?
nalewam sobie trzecią już lampkę wina i co parę minut powtarzam sobie, że za nic, ale to za kurwa nic na świecie, niczego już dzisiaj nie zjem.
czy to działa?
podziała na pewno. wiem, że niczego już dzisiaj nie zjem. problem w tym, że to pierwszy prawdziwy pierdolcowy dzień, od jutra będzie już tylko gorzej. i tak przez kolejny tydzień lub więcej.
ja nie zawalam. ale nie jestem też robotem.
Saturday, 12 September 2015
7 muszę znaleźć nowy deadline
dieta idzie mi dobrze.
jedyna różnica jest taka, że teraz nie mam celu określonego w czasie. do ostatniego tygodnia był to wyjazd, więc harowałam 4 poprzedzające go tygodnie, a teraz... nie wiem. nie działa na mnie mówienie samej sobie: ok, zróbmy to do końca września, bo nic ważnego pod koniec września się nie dzieje.
w tym tygodniu 2 dni pracowałam z domu, a jeden miałam wolny, co narażało mnie na wiele pokus, bo przecież tak łatwo podnieść dupę i iść do lodówki, ale nie dałam się. nie ma zawalania. jest ciężka praca.
a wcale nie jest łatwo. mój chłopak kupił przedwczoraj ciastka czekoladowe, które cały czas mam na widoku. on jest wielkim fanem chleba i kanapek, które kiedyś bardzo lubiłam, tyle że nie dotknęłam chleba od 5 tygodni. na stołówce w pracy niemal codziennie jestem narażona na dobrej jakości dawne ulubione jedzenie, którego sama sobie zakazałam na początku diety, a które mogłoby wylądować na moim talerzu w 3 sekundy.
ciężka praca nad samą sobą i swoimi przyzwyczajeniami. tylko to doprowadzi nas do celu.
w bilansach zauważycie, że coraz rzadziej pojawia się "dodatkowo". przestaję podjadać. chyba się odzwyczajam.
TYDZIEŃ 5:
poniedziałek:
hula hop update (w środę nie kręciłam, zrobiłam sobie mega duży tatuaż na prawej ręce i za bardzo bolało, żeby jakkolwiek się ruszać):
2 tygodnie temu miałam mały wypadek na rowerze i od tamtej pory jeździłam tylko raz (nigdy w życiu nie miałam większego siniaka). teraz z tatuażem też chwilę poczekam, zanim na niego wsiądę. brakuje mi ruchu.
co nie zmienia faktu, że ciuchy powoli robią się za duże i nareszcie po długiej przerwie widać mi kości biodrowe.
jedyna różnica jest taka, że teraz nie mam celu określonego w czasie. do ostatniego tygodnia był to wyjazd, więc harowałam 4 poprzedzające go tygodnie, a teraz... nie wiem. nie działa na mnie mówienie samej sobie: ok, zróbmy to do końca września, bo nic ważnego pod koniec września się nie dzieje.
w tym tygodniu 2 dni pracowałam z domu, a jeden miałam wolny, co narażało mnie na wiele pokus, bo przecież tak łatwo podnieść dupę i iść do lodówki, ale nie dałam się. nie ma zawalania. jest ciężka praca.
a wcale nie jest łatwo. mój chłopak kupił przedwczoraj ciastka czekoladowe, które cały czas mam na widoku. on jest wielkim fanem chleba i kanapek, które kiedyś bardzo lubiłam, tyle że nie dotknęłam chleba od 5 tygodni. na stołówce w pracy niemal codziennie jestem narażona na dobrej jakości dawne ulubione jedzenie, którego sama sobie zakazałam na początku diety, a które mogłoby wylądować na moim talerzu w 3 sekundy.
ciężka praca nad samą sobą i swoimi przyzwyczajeniami. tylko to doprowadzi nas do celu.
w bilansach zauważycie, że coraz rzadziej pojawia się "dodatkowo". przestaję podjadać. chyba się odzwyczajam.
TYDZIEŃ 5:
poniedziałek:
lunch: mięso, warzywa
kolacja: zupa jarzynowa
= dobry dzień
wtorek:
lunch: mięso, warzywa
kolacja: zupa jarzynowa
= dobry dzień
środa:
lunch: sałatka (mięso, warzywa, hummus)
kolacja: curry (ryż, mięso, warzywa)
= dobry dzień
czwartek:
lunch: zupa jarzynowa
kolacja: 2 kiełbasy na ciepło
dodatkowo: salami
= dobry dzień
piątek:
lunch: 2 kiełbasy
kolacja: ryba, sałatka (warzywa, mozarella)
= dobry dzień
hula hop update (w środę nie kręciłam, zrobiłam sobie mega duży tatuaż na prawej ręce i za bardzo bolało, żeby jakkolwiek się ruszać):
2 tygodnie temu miałam mały wypadek na rowerze i od tamtej pory jeździłam tylko raz (nigdy w życiu nie miałam większego siniaka). teraz z tatuażem też chwilę poczekam, zanim na niego wsiądę. brakuje mi ruchu.
co nie zmienia faktu, że ciuchy powoli robią się za duże i nareszcie po długiej przerwie widać mi kości biodrowe.
Sunday, 6 September 2015
6 właśnie wróciłam z weekendu w turcji
4 tygodnie diety, ćwiczeń, wyrzeczeń i pierdolca, żeby zmieścić się w małą czarną rozmiaru xs na uroczystej gali były tym, czego potrzebowałam. zmieściłam się. i wyglądałam zajebiście.
TYDZIEŃ 4:
sobota:
TYDZIEŃ 4:
sobota:
lunch: zupa jarzynowa
kolacja: warzywa, sałatka (warzywa, orzechy)
dodatkowo: owoce, szynka
= dobry dzień, ale zjadłam o jedną miskę zupy za dużo
= dobry dzień, ale zjadłam o jedną miskę zupy za dużo
niedziela:
lunch: trochę sałatki (warzywa, szynka, orzechy), indyjskie na wynos (ryż, warzywa)
kolacja: warzywa, szynka
= dobry dzień, pokonałam wiele pokus
poniedziałek:
lunch: mięso, warzywa, kasza, ser biały
kolacja: zupa jarzynowa
dodatkowo: szynka
kolacja: zupa jarzynowa
dodatkowo: szynka
= dobry dzień
wtorek:
lunch: spaghetti carbonara, warzywa
kolacja: zupa jarzynowa
dodatkowo: szynka
= do dupy, na stołówce do wyboru były trzy rodzaje makaronu, pierwszy raz nie mogłam wziąć niczego innego ciepłego do jedzenia niż to, czego nie chciałam
środa:
lunch: ryba, warzywa
kolacja: sałatka (warzywa, szynka)
dodatkowo: szynka
= dobry dzień
czwartek, piątek, sobota, niedziela:
= wyjazd. jadłam więcej niż zazwyczaj, ale żadnego fast fooda ani innych śmieci, żadnych słodyczy ani słonych przekąsek, a desery w restauracjach oddawałam fajnym kolegom ;)
udało mi się :)
co wcale nie oznacza, że wracam do starych nawyków. chudnięcie idzie mi dobrze tym razem, powiedziałabym wyjątkowo dobrze, dlatego mam zamiar kontynuować. miesiąc temu nie mieściłam się w tę sukienkę, wczoraj leżała na mnie bardzo dobrze.
są dni, kiedy dostaję pierdolca, ale nie łamię się.
hula hop update (miałam kręcić w czwartek, nie dałam rady):
nowy deadline to 2 października, za cztery tygodnie.
co wcale nie oznacza, że wracam do starych nawyków. chudnięcie idzie mi dobrze tym razem, powiedziałabym wyjątkowo dobrze, dlatego mam zamiar kontynuować. miesiąc temu nie mieściłam się w tę sukienkę, wczoraj leżała na mnie bardzo dobrze.
są dni, kiedy dostaję pierdolca, ale nie łamię się.
hula hop update (miałam kręcić w czwartek, nie dałam rady):
nowy deadline to 2 października, za cztery tygodnie.
Saturday, 29 August 2015
5 idę jak burza
nie jest łatwo, jest wręcz cholernie ciężko, ale nie załamuję się.
jedna porażka pociągnęłaby za sobą łańcuch porażek, więc nie zawalam w ogóle. tylko ja jestem w stanie zmienić mój wygląd, i to osiągnę.
wczoraj koleżanka z biura miała urodziny. przyniosła ze sobą (dosłownie) kilogramy słodkich rzeczy. te wszystkie żelki, ciastka, czekolady leżały 2m ode mnie przez cały dzień. nie skusiłam się na nic. obserwowałam za to ludzi, którzy się częstowali i najczęściej do misek podchodziły otyłe dziewczyny, te same, które przy piątkowym piwie pierdolą, że nie są w stanie zrzucić kilogramów po ciąży, albo że od dziecka są otyłe i to genetyczne (gówno prawda, przetrzepałam ich facebooki i jako nastolatki wyglądały normalnie), albo że po prostu są grube i jak to im nie jest z tym źle. i oczywiście: ty jesteś taka chuda, jak ty to robisz? no kurwa.
te same otyłe koleżanki są zawsze pierwsze do jedzenia ciasta albo lodów na deser po lunchu (bardzo często na stołówce mamy deser, nigdy go nie biorę). to one cały dzień jedzą puste węglowodany, siedząc przy biurku. to one przynoszą najwięcej słodyczy, kiedy są ich urodziny. i to właśnie one najadą na ciebie najmocniej, jeżeli zwrócisz uwagę na to, że ta gruba dupa może jednak nie być genetyczna lub po ciąży.
daje mi to satysfakcję, bo wiem, że moja ciężka praca się opłaci. nawet im na złość.
TYDZIEŃ 3:
sobota:
jedna porażka pociągnęłaby za sobą łańcuch porażek, więc nie zawalam w ogóle. tylko ja jestem w stanie zmienić mój wygląd, i to osiągnę.
wczoraj koleżanka z biura miała urodziny. przyniosła ze sobą (dosłownie) kilogramy słodkich rzeczy. te wszystkie żelki, ciastka, czekolady leżały 2m ode mnie przez cały dzień. nie skusiłam się na nic. obserwowałam za to ludzi, którzy się częstowali i najczęściej do misek podchodziły otyłe dziewczyny, te same, które przy piątkowym piwie pierdolą, że nie są w stanie zrzucić kilogramów po ciąży, albo że od dziecka są otyłe i to genetyczne (gówno prawda, przetrzepałam ich facebooki i jako nastolatki wyglądały normalnie), albo że po prostu są grube i jak to im nie jest z tym źle. i oczywiście: ty jesteś taka chuda, jak ty to robisz? no kurwa.
te same otyłe koleżanki są zawsze pierwsze do jedzenia ciasta albo lodów na deser po lunchu (bardzo często na stołówce mamy deser, nigdy go nie biorę). to one cały dzień jedzą puste węglowodany, siedząc przy biurku. to one przynoszą najwięcej słodyczy, kiedy są ich urodziny. i to właśnie one najadą na ciebie najmocniej, jeżeli zwrócisz uwagę na to, że ta gruba dupa może jednak nie być genetyczna lub po ciąży.
daje mi to satysfakcję, bo wiem, że moja ciężka praca się opłaci. nawet im na złość.
TYDZIEŃ 3:
sobota:
lunch/kolacja: zupa jarzynowa z kiszoną kapustą
dodatkowo: owoce, szynka
= dobry dzień
niedziela:
dodatkowo: owoce, szynka
= dobry dzień
niedziela:
lunch/kolacja: 2 nadziewane papryki, 1 nadziewany pomidor (mięso, warzywa)
dodatkowo: owoce, szynka
= dobry dzień
dodatkowo: owoce, szynka
= dobry dzień
poniedziałek:
lunch: ryż z mięsem, warzywa
kolacja: sałatka (warzywa, szynka)
= dobry dzień
wtorek:
lunch: mięso, warzywa
lunch: mięso, warzywa
kolacja: sałatka (warzywa, szynka)
dodatkowo: owoce
dodatkowo: owoce
= dobry dzień
środa:
lunch/kolacja: zupa jarzynowa
dodatkowo: owoce
dodatkowo: owoce
= dobry dzień
czwartek:
lunch: mięso, warzywa, kasza
kolacja: ryba, sałatka (warzywa, orzechy)
= dobry dzień
piątek:
lunch: 2/3 kotleta z ziemniaków, warzywa, kasza
dodatkowo: owoce
= dobry dzień
piątek:
lunch: 2/3 kotleta z ziemniaków, warzywa, kasza
dodatkowo: owoce
= dobry dzień
przestałam słodzić herbatę i nie używam ruchomych schodów w górę. staram się codziennie jeździć na rowerze, jak najwięcej.
hula hop update:
hula hop update:
straciłam 6cm w 8 dni: 1cm w pupie, 3cm w boczuchach i 2cm w talii.
powoli ustalam sobie deadline do nowego roku. to wystarczająco czasu, aby osiągnąć to, co zawsze chciałam.
powoli ustalam sobie deadline do nowego roku. to wystarczająco czasu, aby osiągnąć to, co zawsze chciałam.
Subscribe to:
Posts (Atom)